Rady i wspomnienia
zebrane przez nowicjuszki św. Teresy od
Dzieciątka Jezus (fragmenty)
Zniechęcona byłam widokiem moich
niedoskonałości - opowiada jedna z nowicjuszek - a
wtedy Siostra Teresa od Dzieciątka Jezus
powiedziała mi: "Przypominasz mi malutkie dziecko,
które zaczyna wstawać o własnych siłach, ale
jeszcze nie umie chodzić. Chcąc wyjść na piętro do
mamy, podnosi nóżkę, by wejść na pierwszy stopień.
Daremny trud! upada za każdym razem, nie może
zrobić ani kroku. Zgódź się być małym dzieckiem;
pełniąc wszystkie cnoty, ty podnoś tylko stale
nóżkę, aby wejść na pierwszy stopień świętości.
Nie uda ci się wejść nawet na niego, ale Bóg
wymaga od ciebie tylko jedynie dobrej woli.
Wkrótce zwyciężony twymi daremnymi wysiłkami,
zejdzie sam, weźmie cię w ramiona i uniesie na
zawsze do swego Królestwa".
*
- Zawsze chcesz być podobną do małych dzieci,
powiedz nam więc o Siostro, co trzeba czynić, aby
nabyć ducha dziecięctwa, co to znaczy być małym?
"Być małym - odpowiedziała - to uznawać swą
nicość, to oczekiwać wszystkiego od Boga, jak
małe dziecko oczekuje wszystkiego od swego
ojca. Niczym się nie kłopotać ani nie gromadzić
mienia. "Nawet w domu ubogich, póki dziecię
jest małe, dają mu to co jest niezbędnie
potrzebne, lecz gdy podrośnie, ojciec już go żywić
nie chce i mówi do niego: teraz pracuj! możesz już
sam dać sobie radę. Otóż, aby nie usłyszeć tego,
nie chciałam nigdy być dużą, czułam się niezdolną,
by zapracować sama na moje życie, na życie
wieczne w Niebie. Pozostałam więc zawsze małą,
nie mając innego zajęcia jak zrywać kwiaty, kwiaty
miłości i ofiary i oddawać je Bogu, aby Mu sprawić
przyjemność. Być małym, to nie przypisywać sobie
cnót, które się pełni, nie sądzić, że jest się
zdolnym do czegokolwiek, lecz uznawać, że Bóg daje
swemu małemu dziecku skarb cnót w ręce, aby go
używało w potrzebie; lecz jest to zawsze skarb
Pana Boga. Wreszcie nie zniechęcać się swoimi
błędami, bo dzieci upadają często, ale są za małe,
aby uczynić sobie wielką krzywdę".
*
- Któż cię nauczył twojej Małej Drogi miłości,
która tak rozszerza serca? - pytałam ją. "Jezus
sam wskazał mi drogę - odpowiedziała. - Żadna
książka, żaden teolog nie pouczał mnie, a jednak
czuję w głębi serca, że jestem w prawdzie. Od
nikogo nie otrzymałam zachęty, z wyjątkiem Matki
Agnieszki od Jezusa. Gdy nadarzała się okazja, aby
otworzyć moją duszę, byłam tak mało zrozumiana, że
powtarzałam Bogu ze św. Janem od Krzyża: "Nie
chciej więcej wysyłać mi zwiastunów, którzy nie
umieją mi powiedzieć tego, czego chcę" (1).
*
- Ty Siostro jesteś doprawdy świętą... "Nie,
nie jestem świętą - odpowiedziała - nie spełniam
nigdy czynów, jakich dokonywali święci: jestem
maleńką duszyczką, którą Bóg napełnił
łaskami... W Niebie zobaczysz, że mówię
prawdę". - Ale byłaś zawsze wierna łaskom Bożym,
prawda? "Tak, od trzeciego roku życia nie
odmówiłam niczego Panu Bogu. Ale nie mogę się tym
przechwalać Patrz jak dzisiejszego wieczoru
zachodzące słońce złoci wierzchołki drzew;
podobnie moja dusza wydaje się wam cała błyszcząca
i ozłocona, ponieważ jest wystawiona na promienie
miłości. Gdyby Boskie Słońce nie przysłało swego
ognia, natychmiast stałabym się ponurą i ciemną".
- I my chciałyśmy być złote. Co trzeba robić?
"Trzeba praktykować małe cnoty. Jest to nieraz
trudne, ale Pan Bóg nie odmawia pierwszej łaski,
która daje odwagę do przezwyciężenia się; jeżeli
dusza odpowie jej wiernie, znajdzie się
natychmiast w światłości. Uderza mnie zawsze
pochwała dana Judycie: «Mężnie sobie poczęłaś i
wzmocnione jest serce twoje»". Trzeba więc
najpierw działać z odwagą; następnie serce się
umocni i wtedy idziemy ze zwycięstwa do
zwycięstwa".
*
"Patrzyłam niedawno na lampkę, w której maleńki
knot zaledwie się tlił. Jedna z Sióstr zbliżyła do
niego świecę i od niej zapalono wszystkie świece
całego Zgromadzenia. Pomyślałam sobie: Któż więc
może chlubić się ze swych uczynków? Przecież za
pomocą słabego światełka tej lampki można by było
zapalić cały świat. Zdaje się nam nieraz, że łaski
i światła Boże otrzymujemy za pośrednictwem
błyszczących świec; ale skąd te świece mają
płomień? Być może, że mają go dzięki modlitwie
duszy pokornej a bardzo ukrytej, pozornie
pozbawionej blasku, nie uznawanej za cnotliwą,
małej w oczach własnych, prawie gasnącej. Ileż
ujrzymy tajemnic w przyszłości! Nieraz myślałam,
że wszystkie łaski, które otrzymałam, zawdzięczam
być może błaganiom jakiejś ukrytej duszy, którą
poznam dopiero w Niebie. Pan Bóg chce, by dusze na
świecie udzielały sobie za pomocą modlitw darów
niebieskich i aby kiedyś w ojczyźnie wiecznej
mogły się nawzajem miłować uczuciem pełnym
wdzięczności, bez porównania silniejszym od
miłości rodzinnej, najidealniejszej na ziemi. Tam
nie spotkamy już obojętnych spojrzeń, bo wszyscy
Święci będą sobie coś nawzajem zawdzięczać. Nie
zobaczymy więcej spojrzeń zazdrosnych; szczęście
każdego z wybranych będzie szczęściem wszystkich.
Z męczennikami staniemy się podobni do
męczenników; z doktorami będziemy jako doktorzy, z
dziewicami jako dziewice; i tak samo jak
członkowie jednej rodziny są ze siebie nawzajem
dumni, tak i my będziemy się cieszyć szczęściem
naszych braci, nie odczuwając najmniejszej
zazdrości".
*
Widząc mnie kiedyś płaczącą, Siostra Teresa od
Dzieciątka Jezus upomniała mnie, bym nie miała
zwyczaju okazywać zaraz na zewnątrz moich trosk,
ponieważ nic tak nie zasępia życia Zgromadzenia
jak nierówność usposobienia. - To prawda -
odrzekłam - odtąd płakać będę tylko wobec Pana
Boga. Odpowiedziała mi żywo: "Płakać wobec Boga!
nie rób tego! Więcej niż wobec ludzi powinnaś
przed Nim ukrywać swój smutek. Jakże! Ten dobry
Mistrz ma tylko nasze klasztory, by rozweselić swe
Serce; On przychodzi do nas, by odpocząć, by
zapomnieć o bezustannych skargach swych przyjaciół
ze świata - bo na ziemi, najczęściej zamiast
uznawać wartość Krzyża, tylko się skarżą i płaczą
- a ty miałabyś czynić jak ogół śmiertelników?...
Po prostu, nie byłby to dowód bezinteresownej
miłości. To my mamy pocieszać Jezusa, a nie
Jezus nas. Wiem, że On ma tak dobre
Serce, iż osuszy twe łzy, gdy będziesz płakać,
ale potem odejdzie smutny, bo nie mógł na tobie
złożyć swej Boskiej Głowy. Jezus kocha serca
radosne, kocha dusze zawsze uśmiechnięte. Kiedyż
nauczysz się ukrywać przed Nim swe smutki,
albo mówić Mu śpiewając, że jesteś szczęśliwa
cierpiąc dla Niego? Oblicze jest odbiciem duszy —
dodała — powinnaś więc mieć zawsze twarz spokojną
i pogodną, jak małe dziecko, które jest zawsze
zadowolone. Kiedy jesteś sama, postępuj tak tym
bardziej, ponieważ Aniołowie nieustannie patrzą na
ciebie".
*
"Dawniej, jeszcze w świecie - mówiła - budząc
się rano; myślałam co mnie może w ciągu dnia
spotkać przyjemnego lub niemiłego; jeśli
przewidywałam przykrości, wstawałam smutna. Teraz
jest całkiem inaczej; myśląc o przykrościach, o
cierpieniach, które mnie czekają, wstaję bardziej
radosna i pełna odwagi, im więcej przewiduję
okazji do dania Jezusowi świadectwa mej miłości i
zapracowania na życie moich dzieci (2),
biednych grzeszników. Potem całuję mój zakonny
krzyżyk, kładę go delikatnie na poduszkę na czas
ubierania się i mówię Mu: Mój Jezu, Ty się już
dosyć napracowałeś, dosyć napłakałeś podczas
trzydziestu trzech lat Twego życia na ziemi!
Dzisiaj odpocznij sobie... Teraz jest na mnie
kolej walczyć i cierpieć".
*
Raz w dzień prania szłam do pralni wcale się
nie spiesząc. Przechodząc, przypatrywałam się
kwiatom w ogrodzie. Siostra Teresa od Dzieciątka
Jezus szła również, ale krokiem szybkim i mijając
mnie rzekła: "Czy tak spieszą się ludzie mający
nakarmić dzieci i zarobić dla nich na życie?"
*
W pierwszym roku mego nowicjatu miałam wiele
trudności. W momencie, kiedy zdawało się, że nie
ma nadziei, bym mogła złożyć Profesję, Siostra
Teresa od Dzieciątka Jezus spytała mnie: "Czy
ufasz, że to osiągniesz?" - Tak - odpowiedziałam -
jestem pewna, że Bóg użyczy mi tej łaski i nic nie
może mnie doprowadzić do zwątpienia w to, że ją
otrzymam. "Trwaj stale w tej ufności -
odpowiedziała. - Niemożliwe, by Bóg na nią nie
odpowiedział, bo On zawsze mierzy swą hojność
naszą ufnością. Przyznaję jednak, że gdyby twoja
ufność osłabła i ja sama zwątpiłabym, bo do tego
stopnia słaba jest ufność ludzka".
*
Zapytałam ją, czy Pan Jezus widząc moją wielką
nędzę, nie jest ze mnie niezadowolony. "Nie lękaj
się - odpowiedziała. - Ten, którego obrałaś za
Oblubieńca, posiada na pewno wszystkie
doskonałości; ale, ośmielam się powiedzieć, ma on
równocześnie wielką słabość: jest ślepy! a
także nie posiada jednej wiedzy: to jest
wyrachowania. "Gdyby widział jasno, gdyby
umiał rachować, to czyż wobec wszystkich naszych
grzechów nie powinien by zamienić nas w nicość?
Ale nie, Jego miłość do nas czyni Go ślepym w
sensie dodatnim. Rozważ tylko: Jeżeli największy
na świecie grzesznik w chwili śmierci żałuje i
umiera w akcie miłości wówczas Pan licząc z jednej
strony nieprzeliczonych łask, których ten
nieszczęśnik nadużył, ani z drugiej strony tych
jego zbrodni, widzi jedynie i liczy tylko jego
ostatnią modlitwę i przyjmuje go bezzwłocznie w
ramiona swego Miłosierdzia. Ale, by uczynić Go tak
ślepym i niezdolnym do najmniejszego rachunku,
trzeba umieć chwycić Go za Serce; to Jego słaba
strona..."
*
Zrobiłam jej raz przykrość i poszłam ją
przeprosić. Wydawała się bardzo wzruszoną i
powiedziała mi: "Żebyś wiedziała czego
doświadczam! Nigdy tak dobrze nie zrozumiałam jak
teraz, z jaką miłością przyjmuje nas Jezus, gdy Go
przepraszamy po popełnionej winie. Jeżeli ja,
biedne stworzenie, uczułam tyle tkliwości dla
ciebie w chwili, gdy powróciłaś do mnie, to co
musi dziać się w Sercu Bożym, gdy my do Niego
wracamy... Tak, na pewno, prędzej niż ja to
zrobiłam, On zapomina o naszych wszystkich
nieprawościach, by już nigdy o nich nie
wspomnieć... A nawet czyni więcej: kocha nas
bardziej, aniżeli kochał nas przed naszym
upadkiem!..."
*
"Jest tylko jeden sposób zmuszenia Pana Boga,
aby nas wcale nie sądził: stanąć przed Nim z
pustymi rękoma". - Co to znaczy? "To jest całkiem
proste: nie rób żadnych zapasów, rozdawaj swe
dobra w miarę jak je otrzymujesz. Ja, gdybym żyła
nawet 80 lat byłabym zawsze jednakowo uboga, nie
umiem robić oszczędności - wszystko co mam,
natychmiast rozdaję, by kupować za to dusze.Gdybym
czekała z oddaniem mego skarbu aż do chwili
śmierci, i gdybym dała go, by oceniono jego
prawdziwą wartość, wtedy Zbawiciel odkryłby, że
jest to stop metali i na pewno poszłabym do
czyśćca. Czyż nie opowiadają, że wielcy święci
przybywając przed tron Boży z rękami pełnymi
zasług, idą nieraz do tego miejsca ekspiacji,
ponieważ wszelka sprawiedliwość jest splamiona
w oczach Pańskich" (3)?
- Ale - spytałam - jeżeli Bóg nie będzie sądził
naszych dobrych uczynków, to On osądza nasze złe i
co będzie wtedy? "Co też mówisz? Zbawiciel jest
samą Sprawiedliwością; jeżeli nie będzie sądził
dobrych, nie będzie też sądził złych czynów. Zdaje
mi się, że dla ofiar miłości nie będzie sądu;
raczej Pan Bóg pospieszy się, by wiecznym
szczęściem nagrodzić swą własną miłość, którą
będzie widział gorejącą w ich sercu". - Jak
myślisz - powiedziałam - czy dla dostąpienia tego
przywileju wystarczy uczynić akt ofiarowania,
który ułożyłaś? "O, nie! - odpowiedziała - same
słowa nie wystarczą... By rzeczywiście być ofiarą
miłości, trzeba się oddać całkowicie. Nie
będzie się strawionym przez miłość, jeżeli się nie
odda miłości". Widząc jedną z naszych Sióstr
bardzo zmęczoną, powiedziałam , do Siostry Teresy
od Dzieciątka Jezus: Nie lubię patrzeć, gdy ktoś
cierpi, zwłaszcza dusze święte. Odpowiedziała mi
żywo: "O, nie podzielam twego zdania! Święci,
którzy cierpią, nie budzą we mnie litości! Wiem,
że mają siłę do zniesienia swych cierpień i że tym
sposobem oddają wielką chwałę Bogu; ale tych,
którzy nie są świętymi, którzy nie umieją
wyciągnąć korzyści ze swych cierpień, o! tych
żałuję bardzo! Zrobiłabym wszystko, by ich
pocieszyć i przynieść im ulgę..."
*
Najważniejszym odpustem zupełnym, którego każdy
może dostąpić bez zwykłych koniecznych warunków,
jest odpust miłości, która pokrywa
mnóstwo grzechów" (4).
*
Pewnego dnia opowiadałam jej o dziwnych
zjawiskach wywoływanych przez hipnotyzera na
osobach, które dobrowolnie poddają się jego woli.
Te szczegóły bardzo ją zainteresowały i nazajutrz
powiedziała mi: "Odniosłam dużo korzyści z tego
wczorajszego opowiadania! O, jakże chciałabym
dać się zahipnotyzować Naszemu Zbawicielowi!"
To jest pierwsza myśl, jaka nasunęła mi się po
przebudzeniu. Z jaką słodyczą oddałabym Mu swą
wolę! Tak, chcę, by zawładnął wszystkimi mymi
władzami i to w taki sposób, by moje czyny nie
miały w sobie nic ludzkiego i mojego osobistego,
ale by były całkowicie Boże, natchnione i
kierowane przez Ducha Miłości..."
*
Często płakałam i to bez powodu, czym ona
bardzo się martwiła. Pewnego dnia wpadła na
wyśmienity pomysł: wzięła ze stołu muszelkę i
trzymając mi ręce, bym nie mogła obcierać oczu,
zaczęła zbierać me łzy do muszelki. Zamiast dalej
płakać nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
"Zabieraj się - powiedziała - teraz pozwalam ci
płakać tyle, ile pragniesz, ale tylko zawsze do
muszelki". Tydzień przed jej śmiercią płakałam
cały wieczór myśląc o jej zbliżającej się śmierci.
Zauważyła to i zapytała: "Płakałaś? - Ale czy
do muszelki?" Nie mogłam skłamać i moje
wyznanie zasmuciło ją. "Umrę wkrótce - powiedziała
- i nie będę spokojna o ciebie, jeżeli nie
przyrzekniesz mi, że będziesz wiernie postępować
za moją radą. Przywiązuję do tego zasadniczą wagę
- to dla dobra twej duszy". Przyrzekłam jej,
prosząc równocześnie jak o łaskę, by mi pozwoliła
płakać dowolnie po niej. "Czemuż masz po mnie
płakać? Szkoda łez. Masz opłakiwać moje szczęście?
W końcu, z litości nad twoją słabością pozwalam ci
płakać przez pierwsze dni. Ale potem trzeba będzie
wrócić do muszelki". Muszę wyznać, że byłam wierna
memu przyrzeczeniu, mimo że było to połączone z
heroicznym wysiłkiem z mej strony. Kiedy zbierało
mi się na płacz, brałam to niemiłosierne
narzędzie; podstawianie jej pod jedno i pod drugie
oko odrywało mą myśl od przedmiotu troski i ten
pomysłowy sposób uleczył mnie w krótkim czasie z
mojej zbyt wielkiej wrażliwości.
*
Pewnego dnia dała mi następujące zlecenie:
"Kiedy będę już w Niebie, trzeba często napełniać
me ręce modlitwami i ofiarami, abym miała
przyjemność spuszczać na dusze deszcz łask..."
*
Zapewniała mnie: "Kocham cię tak, jakby całe
moje serce należało do ciebie..." - Ale kochasz
przecież bardzo naszą Matkę i wszystkie Siostry,
więc niemożliwe, byś mnie kochała więcej ani nawet
tak samo. "Tych rzeczy nie można porównywać ze
sobą. Nasze serce jest stworzone na obraz Bożego
Serca, które kocha każde stworzenie tak, jak gdyby
ono było jedyne na świecie. A więc miłość, którą
mam dla ciebie, nie uszczupla w niczym miłości,
którą odczuwam w stosunku do innych osób. Moje
serce oddaję całkowicie każdej, a jednak należy
ono niepodzielnie do Boga. Prawdziwa miłość
bliźniego nie powinna być nigdy przedmiotem
porównań, zazdrości. Jeśli się tak dzieje, to
znaczy, że rozumie się ją źle, że się samemu tej
miłości nie posiada. Wtedy jest szukanie siebie
samego. Wtedy nie patrzy się trafnie".
*
"Dobroć nie powinna przeradzać się w słabość.
Kiedy się kogoś słusznie upomni, trzeba na tym
poprzestać i nie myśleć o tym, że sprawiło się mu
przykrość. Biec za zasmuconą, by ją pocieszyć, to
znaczy zrobić jej więcej złego niż dobrego.
Zostawić ją samej sobie, to zmusić ją, by nie
oczekiwała niczego od ludzi, by zwróciła się do
Boga, by uznała swą winę, by się upokorzyła.
Inaczej przyzwyczai się do tego, że po zasłużonej
naganie jest pocieszana i zacznie postępować jak
rozpieszczone dziecko, które krzycząc i tupiąc
nogami, zmusza matkę do powrotu i osuszenia jego
łez".
*
- A więc śmierć przyjdzie po ciebie? -
pytałyśmy. "Nie, to nie śmierć przyjdzie po mnie,
ale Pan Bóg. Śmierć nie jest widziadłem,
przerażającą zjawą, taką, jaką przedstawiają
niektórzy na różnych obrazach. Katechizm uczy nas,
że śmierć jest to rozłączenie duszy i
ciała, jest więc tym i tylko tym! Przeto nie
lękam się rozłączenia, które połączy mnie z Bogiem
na zawsze. "A czy Boski Złodziej przyjdzie prędko,
by ukraść swe małe winne grono? Już Go widzę w
oddali, ale bardzo uważam, by nie zawołać:
Złodziej!!! Przeciwnie, przyzywam Go
mówiąc: Oto tędy droga, tędy..."
* * *
(1) Św. Jan od Krzyża, Pieśń
duchowa, strofa 6. (2) S.
Maria od św. Piotra, Życie przez nią samą,
s. 286. (3) Iz 64, 5. (4) Prz
10,12. |